top of page

Rodzina na celowniku

Updated: Apr 9

Zespół Cult of Love

Ciemna w tonacji komedia Leslye Headland Cult of Love zaczyna się bajkowo. Choinka i całe domostwo w światełkach, za oknem śnieg, w piekarniku pieczeń z jagnięciny, w salonie odświętnie. Bill, ojciec rodu Dahlów, przy pianie. Ginny, matka, z gitarą w ręku. Mark, najstarszy syn, gra na banjo. Instrumenty przechodzą z ręki do ręki: gitara, ukulele, bęben, grzechotki, dzwoneczki. Diana, najmłodsza z czwórki rodzeństwa, głos ma anielski i anielsko śpiewa. Wszyscy zresztą śpiewają czysto: solo i na głosy, harmonijnie i pełnym chórem, na przykład jak to św. Józef i Maria Panna, Królowa Galilei, wędrowali przez zieloną krainę…

 

W bajki nie da się za długo wierzyć, więc nie dziwi, gdy w obrazku pokazują się rysy. Evie, starsza córka, ostro reaguje na najmniejszy sygnał lekceważenia jej związku z Pippa, niedawno poślubioną. Buzuje rozżaleniem, że matka nie przyjechała na ich ślub. Rachel, żona Marka, solidaryzuje się z Pippa, ale porada jaką ma do zaoferowania jak się usytuować wobec intensywnej dynamiki rodziny Dahl niewiele pociechy wnosi: Cóż, przyzwyczajasz się z czasem, a oni przyzwyczajają się do ciebie. Przy tym Rachel ma własne gorycze. Mark, prawnik, jest bez pracy; skończył staż w Sądzie Najwyższym i nie wie, co dalej robić. A ona ma dość tych gwałtownych zwrotów i niepewności, bo to nie pierwsza zmiana życiowego kierunku u Marka. Zbyt jej ciąży dramat czterech poronień, poczucie rozsypującego się małżeństwa.

 

Narasta ogólna niecierpliwość podsycana głodem, bo robi się późno, a Ginny nie pozwala siąść do wigilijnej kolacji, zanim nie przybędzie Johnny, najmłodszy syn. Już raz, i tylko raz, zabrakło go na dorocznym spotkaniu, gdy doświadczył narkotykowego kryzysu. Lecz o tym głośno nie wolno powiedzieć. Nakaz przemilczeń narzuca Ginny, krzątając się, oferując ciasteczka, poddając ton piosenki. Byleby nie mówić, że nić pamięci Billa jest coraz mniej pewna. Że Diana, niby dumna z macierzyństwa, nie radzi sobie z dzieckiem. Jej synek ledwie ma pół roku, a ona znowu w ciąży. Mąż, James, ksiądz anglikański, stracił pracę, dom i kongregację, a sama Diana być może znów popada w religijne urojenia. O tym też nie należy mówić. Ani w święta, ani w dzień powszedni.

 

Pojawienie się Johnny’ego na moment rozluźnia atmosferę. Choć jest w trudnej sytuacji, Johnny, z całym dobytkiem w podróżnej torbie, wnosi falę nadziei. Przegrany, lecz wolny duchem. Narkoman, lecz nie oszukuje siebie. Swój problem nazywa jednoznacznie i stara się działać konsekwentnie, w ramach rehabilitacji. Przyjechał z zaprzyjaźnioną osobą, atrakcyjną Loren; jest jej sponsorem w „Narcotics Anonymous”. Oboje wyraźnie mogą liczyć na wzajemne życzliwe wsparcie w walce z nałogiem.

 

Nam też przydałoby się więcej życzliwości. Headland jest pisarką z dużym dorobkiem inscenizacji teatralnych i telewizyjnych. Sztuka jest fachowo skonstruowana, z szybko toczącym się dialogiem, który trzyma nas w napięciu. Angażujemy się w losy żywo zarysowanych postaci. Chciałoby się ich lepiej poznać, dobrze im życzyć. Lecz kierunek dramatu zdąża w inną stronę: ku denuncjacji. Homofobia deklarowana otwarcie przez Dianę i Jamesa, nie jest tylko ich szczególnym przekroczeniem. Jest wskaźnikiem „skazy”, grzechu, który naznacza rodzinę Dahlów jako przegraną i domaga się osądu. Potępienie jest wyrażone przez względnych outsiderów: przez Rachel, z bólem rozczarowania osoby, która za dużo poświęciła w imię przegranego związku, oraz przez Pippa, która obserwuje rodzinę małżonki chłodnym okiem antropologa.

 

Alzheimer, narkomania, choroba psychiczna, bezpłodność, utrata pracy, utrata powołania – oto częściowa lista klęsk, które dotknęły rodzinę. Nieprawdopodobne nagromadzenie problemów okazuje się celowe. Bo sztuka Headland nie jest tylko studium skomplikowanej dynamiki wśród bliskich. Ma większe ambicje. Zamyka cykl poświęcony siedmiu grzechom głównym: Cinephilia (Nieczystość), z 2007 r., Bachelorette (Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu), Assistance (Chciwość), Surfer Girl (Lenistwo), Reverb (Gniew), Accidental Blonde (Zazdrość). Kult miłości z 2019 r. nosi podtytuł Pycha, i podkreśla podwójne niebezpieczeństwo: zbytniej pewności zamiast własnych racji oraz arogancję iluzji, że odcięcie od realiów świata, milczenie i unik stwarza oazę bezpieczeństwa. Przewrotnie, mocne związki wspólnoty stają się powodem rodzinnej klęski. Strzał kieruje się przede wszystkim w stronę matki, przeciw Ginny, która praktykuje sztukę lewitacji ponad problemami.

 

Kult miłości nie w pełni spełnia swe metaforyczne ambicje. Za mało tu poetyckiej siły. Za dużo wątków i nieszczęść, których starczyłoby na telewizyjny serial. Ale pozostawia mocne wrażenie bajkowa oprawa wizualna przygotowana przez drużynę John Lee Beatty – Sophia Choi – Heather Gilbert – Darron L West oraz sprawna gra zespołowa. Świetna jest Mare Winningham w trudnej roli Ginny. Christopher Sears ładnie przywołuje postać Johnny’ego, kogoś w zgodzie ze swoją porażką, lecz też gotów próbować raz jeszcze. Szczególnie atrakcyjnie zespół sprawdza się w muzyczno-śpiewnym wymiarze. Czuje się siłę ich własnych wersji tradycyjnego hymnu, ludowej ballady, czy tęsknego zaśpiewu o pięknie krainy Shenandoah. Muzyka kusi obietnicą, że wszystko być może mogłoby być inaczej. Gdyby tylko mniej było uogólnień i słuszności w poglądach. Więcej szczodrości serca i odwagi.


Mare Winningham (Ginny) i Shailene Woodley (Diana)

Christopher Sears (Johnny) i Barbie Ferreira (Loren)


Zespół w Cult of Love

Roberta Colindrez (Pippa)


Zdjęcia Joan Marcus.


  

Jeśli Ginny wydaje się niesympatyczna w swej wytrwałości do auto-iluzji, cóż powiedzieć o prawdziwym monstrum samo-oszukaństwa i zdolności manipulowania innymi. Rose w musicalu Gypsy jest samotną matką, z ubogiej rodziny, bez wykształcenia i perspektyw na poprawę losu. Ma dwie córki i jedyne, co potrafi wymyślić, to przedziwny miraż, że June, jeszcze dziecko, ma w sobie zadatki na gwiazdorstwo, bo umie robić szpagat i wysoko wyrzucać nogi. Louise, niechętna, ale posłuszna matce, może pomóc – jako statysta, w przebraniu chłopca - zajaśnieć młodszej siostrze.

 

Mama Rose nie ma plastycznej wyobraźni ani środków, żeby stworzyć widowisko z gracją. Lecz ma zacięcie i siłę desperacji. Organizuje prymitywne scenki z krzykliwie rozśpiewaną June w centrum uwagi i wianuszkiem krążących wokół niej chłopców. Dodaje dekoracje z patriotyczną wymową. Z pomocą Herbie’go, byłego teatralnego menażera, który dołącza do trupy Rose, amatorski zespolik wędruje wodewilowym szlakiem po prowincjonalnej Ameryce. Scenka „Baby Jane i jej roznosiciele gazet” przeobraża się w „Smakowita June i jej chłopcy-farmerzy”… Póki dorastającej June nie znudzi się udawać „słodkiej dziewczynki” i nie uda wymknąć spod kontroli matki. Ucieka z Tulsa, chłopakiem z trupy. Wychodzi za mąż, z bezpiecznego już dystansu informuje o tym matkę. Rose przeklina ulubioną dotychczas córkę, i całą energię kieruje na wylansowanie Louise. Kiedy wysychają opcje wodewilowe, przygotowuje ją do występów w burlesce, z pogranicza burdelu, byleby utrzymać się na drabinie rozrywkowego przemysłu.

 

Premiera musicalu, przygotowanego przez Arthura Laurentsa, Jule’a Styne’s i Stephena Sondheima na podstawie wspomnień Rose Thompson Hovic, odbyła się w 1959 r. Oryginalny tytuł Gypsy: A Musical Fable oddaje charakter scenicznej adaptacji: baśniowa wersja trudnej drogi Hovic, która jako Gypsy Rose Lee, gwiazda  striptizu, królowała w latach 1930-tych na kabaretowej scenie. Musical przesuwa uwagę ku jej matce, Rose. Łagodzi fakty. Upiększa tryumfy. Parę piosenek z musicalu, „Let Me Entertain You” czy dramatyczna „Rose’s Turn”, weszło do żelaznego repertuaru „amerykańskiego śpiewnika”. Rola Rose, prawie cały czas obecnej na scenie, daje szansę na wokalne popisy. Udana inscenizacja gwarantuje aktorce nobilitację w broadwayowskiej hierarchii. Poza premierowym debiutem Ethel Merman, wystąpiły jako Rose Angela Lansbury (1973 w Londynie, 1974 w Nowym Jorku), Tyne Daly (1989), Bernadette Peters (2003), Patti LuPone (2008), każda nadając roli własny wyrazisty posmak.

 

Nowa inscenizacja, pod kierunkiem George’a C. Wolfe’a, mocno ogranego „klasyka” początkowo wydała mi się niepojętą pomyłką. Dlaczego przywoływać musical z 1959 r., który rozgrywa się w realiach lat 1930-tych bez cienia krytycznego dystansu?  Dlaczego odtwarzać wodewilowe „ruchome obrazki” monotonnie powielające przestarzałe standardy: dziewczyna w środku męskiego koła, półnagością przyciągająca pożądające oko? Dlaczego traktować z rewerencją stereotypy obnażone już i wyśmiane? Harvey Weinstein siedzi w więzieniu, a na naszych oczach aspirujące aktorki i aktorzy odtwarzają uległość wobec pana Goldstone’a, który jako „menażer z kontaktami” kontroluje ich szanse na zawodowy angaż. Przypalają mu cygaro, klęczą przy jego fotelu, wyśpiewują hołdy.

 

Wydaje mi się, że należy to zapisać jako następny rozdział pośpiesznego wyrównywania rasowych niesprawiedliwości. Ethel Merman mogła zbierać tryumfy w popisowej roli, Peters i LuPone mogły, niechże ciemnoskóra aktorka też ma szansę. Wolfe przerabia korzenie rodziny Hovic z europejskich na murzyńskie, przesuwa miejsce urodzenia Rose z Wahpeton, w Północnej Dakocie, do Seattle. Dodaje szczegóły sugerujące segregację w teatrze. Malownicze to, ale mało w sumie ważne, bo wszystkie Róże łączy podobna ubogość ducha i ten sam docelowy kierunek: światła Broadwayu i brzęk pieniądza. Oraz gotowość zapłacenia wszelkich kosztów w imię ułudnego blasku sławy.

 

Audra McDonald jest wielką aktorką. Nic nie musi udowadniać. Zasługuje na rolę o prawdziwie tragicznym wymiarze – może Medea. Brechtowska Matka Courage. Może Lady Macbeth. Tu bardzo ciężko pracuje. Trud i dusza włożone, by nas przekonać, że Rose też ma duszę zasługuje na szacunek. Niestety, nie zmienia faktu, że dramatyczny łuk musicalu, pod wodewilowymi kolorami, buńczuczną wulgarnością burleski i wyrafinowaniem kabaretu lepszej klasy, sprowadza się do brutalnych faktów: niekochana matka. Niekochana córka. Niespełniona własna ambicja żerująca na życiu innych. Gorzki tryumf duetu matka-córka, gdy przybrane w gronostajowe etole celebrują transformację nieśmiałego podlotka w striptizową gwiazdę. Matka, rajfur córki. Smętek potwierdzenia, że w komercjalnej rozrywce wszystko można sprzedać. Wszystko można kupić.


Zachary Daniel Jones (Angie), Brendan Sheehan (Yonkers), Audra McDonald (Rose), Andrew Kober (Mr. Goldstone), Danny Burstein (Herbie) i Jordan Tyson (June)

Kevin Csolak (Tulsa) & Joy Woods (Louise)


Mylinda Hull (Electra), Lesli Margherita (tessie Tura) & Lili Thomas (Mazepa)

Audra McDonald w Gypsy


Zdjęcia Julieta Cervantes

 

 

W nowej inscenizacji innego „klasyka” amerykańskiej sceny, w Our Town Thorntona Wildera, rasowy czynnik też odgrywa rolę w decyzji o aktorskiej obsadzie. Wilder umiejscowił melancholijny dramat-poemat o ulotności ludzkich losów w miasteczku w New Hampshire na początku XX wieku. Monotonna jest litania anglosaksońskich nazwisk, wstrzemięźliwe protestanckich rytuałów. „Obcy” odnosi się do Polaka mieszkającego po drugiej stronie torów kolejowych. W przewidywalnie jednorodnej społeczności Wilder delikatnie wygrywa melodie o nadziejach młodej miłości, narodzinach pierwszego dziecka, przygotowaniach do budowy domu…

 

Wszyscy się znają. Spotykają się w niedzielę w kościele kongregacyjnym. Upływ czasu wyznaczają daty narodzin, ślubów i śmierci. Listonosz przychodzi o tej samej porze. Dzieci dorastają. Ktoś marzy o podróży, ktoś o powrocie do domu. Plany krzyżuje ostre pokłosie wojny, śmierć przy narodzinach, niespodziewana choroba. Ale nawet te cięcia wpisują się w większy kolaż życia miasteczka, losów splecionych z sobą – tych żywych i tych umarłych, bo ci co odeszli, nadal trwają na posterunku. Milczący świadkowie, cierpliwie przyglądają się z pobliskiego cmentarza następnej przemijającej fali nadziei i rozczarowań.

 

Mało prawdopodobne, żeby w Grover’s Corners znalazł się 100 lat temu murzyński lekarz z praktyką w centrum miasta. Decyzja reżysera Kenny Leona obsadzenia murzyńskich aktorów w rolach doktora Gibbsa, jego żony i syna, a białych w rodzinie dziennikarza Webba jest znacząca. Billy Eugene Jones jest przekonywujący jako Dr. Gibbs, podobnie jak Richard Thomas jako Webb, redaktor lokalnej gazety. Młodziutki George Gibb i Emily Webb flirtują z sobą po sąsiedzku. Zoey Deutch i Ephraim Sykes, którzy wcielają się w te role, pasują do siebie. Kiedy Jim Parsons jako Stage Manager daje im ślub, przystojna mieszana para prezentuje wymowny wizualny akcent. A więc można naprawiać historię także wstecz, łagodnie, jeśli tylko mamy do dyspozycji dobrych aktorów i dobry tekst. Na szczęście suchy ton i szybki rytm jaki nadaje przedstawieniu Jim Parsons, trzyma sentymentalizm na krótkiej smyczy i nie pozwala rozhulać się pobożnym życzeniom. Eleganckie przedstawienie, elegancko zagrane, dobry teatr.


Po sąsiedzku

Ephraim Sykes (George Gibbs) Richard Thomas (Mr. Webb) i Zoey Deutch (Emily Webb)


Jim Parsons (Stage Manager) i zespół w Our Town


Zdjęcia Daniel Rader


 

W komedii Jonathana Spectora, Eureka Day, matka raz jeszcze znajduje się na celowniku krytycznej uwagi. Dokładniej mówiąc, trzy matki i jeden ojciec, obserwowani z mocno przymrużonym okiem w tańcu przepychanek o sfery wpływów, głos w podejmowaniu wspólnotowych decyzji, zachowania twarzy liberalnego rodzica bez uszczerbku dla ustalonych przywilejów.

 

Rzecz się dzieje w bibliotece prywatnej szkoły, w Berkeley w Kalifornii. Rada Rodziców ma uzgodnić parę formalności z dyrektorem szkoły, Donem (Bill Irwin). Przyglądamy się z rozbawieniem swojskim rytuałom zapewnień o wszechstronnej tolerancji i szacunku dla wszystkich poglądów. Eli (Thomas Middleditch), nowobogacki wolny duch po niedawnej sprzedaży jakiegoś tech-pomysłu, przypomina o „Podstawowej Zasadzie, że każdy powinien w naszej wspólnocie Czuć się w pełni Widziany i Doceniany”. Na co Suzanne (Jessica Hecht), jedna z fundatorek szkoły wiele lat temu, matka szóstki dzieci, odpowiada z powagą godną kosmicznych tajemnic: ”Nie ma żadnej korzyści w Poczuciu Bycia Zauważonym, jeżeli jesteś równocześnie Desygnowany jako Inny”. Tylko Corinne (Amber Grey), pierwszy raz biorąca udział w doradczej Radzie, zajmująca rotacyjne miejsce dla „nowych rodziców”, nie opanowała jeszcze obowiązującego żargonu. Kiedy odniesie się do swojego syna używając zaimka „on”, Don musi ją delikatnie napomnieć: „Bardzo staramy się, kiedy to tylko możliwe, używać wyłącznie Neutralnych zaimków mówiąc o naszych studentach”.

 

To wstępne językowe igraszki. Rzecz nabiera rozpędu, kiedy kilka dni później Don musi ponownie zwołać rodzicielskie zebranie, by podjąć decyzję w kryzysowej sprawie. Parę dzieci zachorowało na odrę. Miejska Rada Edukacji żąda zamknięcia szkoły póki wszystkie dzieci – bez wyjątku – nie przedstawią dowodu szczepienia. Pod warstwą kurtuazji i zapewnień, że „wszyscy są sobie równi” i „każda opinia jest godna uwagi” krążą wiry pasji i różnic poglądów. Łagodny uśmiech na twarzy kryje tygrysa w sercu. Mieko (Chelsea Yakura-Kurtz), samotna matka, obserwuje nieufnie Eli, z którym ma sekretną aferę. Eli już nawet nie stara się ukryć, że jego opinia bardziej się liczy, bo to jego wysokie dotacje wzmacniają budżet szkoły.

 

Obserwujemy zebranie na żywo – rozterki Rady Rodzielskiej, ale też mamy dostęp do głosów uczestników na Zoomie, bo nieustanny strumienia komentarzy płynie wyświetlany na dużym ekranie. Zebranie jest publiczne, otwarte dla wszystkich rodziców. Uczestnicy są liczni i bardzo swobodni w wypowiadaniu się. Najprostsze pytanie otwiera lawinę kontrowersji i zderzeń. Czyje dziecko zachorowało? Nie należy tego ujawniać! Kto odmawia szczepienia? Nie wolno o to pytać! Komentarze do komentarzy do komentarzy spychają rozmowę na rozlewiska, gdzie już żadne racjonalne uzgodnienia nie są praktycznie możliwe. Wszechobecny emoji: żółty kciuk zwrócony do góry, kpi sobie bezczelnie ze wszystkiego.

 

Spector dodaje gravitas i drugie dno do beztroskiego śmiechu umieszczając akcję komedii we wrześniu 2018 r., przed przepaścią covidovej pandemii. Co się stanie, gdy całkiem stracimy umiejętność podejmowania trudnych decyzji? Gdy przekreślimy autorytet nauki? Gdy przestaniemy czegokolwiek wymagać… O absurdy dobrych intencji! Zawiłości hipokryzji! Iluzje, że można uniknąć konfliktów i trudnych wyborów.

 

Więcej śmiechu, proszę. Przede wszystkim z nas samych.


Jessica Hecht (Suzanne) i Chelsea Yakura-Kurtz (Meiko)

Amber Gray (Carina)


Bill Irwin (Don) i zespół Eureka Day


Zdjęcia Jeremy Daniel

 


 

Leslye Headland, Cult of Love. Reżyseria: Trip Cullman, scenografia:  John Lee Beatty; kostiumy: Sophia Choi; oświetlenie: Heather Gilbert; inżynieria dźwięku: Darron L. West; nadzór muzyczny: Jacinth Greywood. Występują: Molly Bernard (Rachel Dahl), Roberta Colindrez (Pippa Ferguson), Barbie Ferreira (Loren Montgomery), Rebecca Henderson (Evie Dahl), Christopher Lowell (James Bennett), Zachary Quinto (Mark Dahl), David Rasche (William “Bill” Dahl), Christopher Sears (Johnny Dahl), Mare Winningham (Virginia “Ginny” Dahl) oraz Shailene Woodley (Diana Dahl). Inscenizacja przygotowana przez 2nd Stage we współpracy z Berkeley Repertory Theatre. Premiera 12 grudnia, przedstawienia do 2 lutego, w Helen Hayes Theater 240 W. 44 St., przy Times Square.


Gypsy, libretto: Arthur Laurents & Stephen Sondheim, muzyka: Jule Styne. Reżyseria: George C. Wolfe; scenografia: Santo Loquasto; kostiumy: Toni-Lesli James; oświetlenie: ; inżynieria dźwięku: ; kompozycja i aranżacja muzyki. Występują: Danny Burstein (Herbie), Kevin Csolak (Tulsa), Mylinda Hull (Mrs. Cratchitt/ Electra), Audra McDonald (Momma Rose), Lesli Margherita (Tessie Tura), Jacob Ming-Trent (Uncle Jocko), Thomas Silcott (Pop), Lili Thomas (Mazeppa), Jordan Tyson (June), Joy Woods (Louise/ Gypsy Rose). Premiera 19 grudnia, przedstawienia do 29 czerwca, w Majestic Theatre, 245 W. 44 St., przy Times Square.


Thornton Wilder, Our Town. Reżyseria: Kenny Leon; scenografia: Beowulf Boritt; kostiumy: Dede Ayite; oświetlenie: Allen Lee Hughes; inżynieria dźwięku: Justine Ellington. Występują: Zoey Deutch (Emily Webb), Katie Holmes (Mrs. Webb), Billy Eugene Jones (Dr. Gibbs), Jim Parsons (Stage Manager), Ephraim Sykes (George Gibbs), Richard Thomas (Mr. Webb), Michelle Wilson (Mrs. Gibbs) et al. Przedstawienia do 19 stycznia, Ethel Barrymore Theatre, 243 W. 47 St., przy Times Square.


Jonathan Spector, Eureka Day. Reżyseria: Anna D. Shapiro ; scenografia:  Todd Rosenthal; kostiumy: Clint Ramos; oświetlenie: Jen Schriever ; inżynieria dźwięku: Rob Milburn & Michael Bodeen; projekcje: David Bengali. Występują: Eboni Flowers (Winter) Amber Gray (Carina), Jessica Hecht (Suzanne), Bill Irwin (Don), Thomas Middleditch (Eli) and Chelsea Yakura-Kurtz (Meiko). Manhattan Theatre Club, Premiera 16 grudnia, przedstawienia do 16 lutego, w Samuel J. Friedman Theatre, 261 W. 47 St., przy Times Square.

Comments


STAY CONNECTED

  • Facebook
  • YouTube

NEW YORK CITY

POLISH THEATRE INSTITUTE IN THE USA,INC.| NON-PROFIT ORGANIZATION 501(C)(3)
©2024 POLISH THEATRE INSTITUTE IN THE USA

bottom of page