top of page
Writer's pictureJoanna Rostropowicz-Clark

Innego końca wojny nie będzie

Updated: Nov 25, 2023


Autorka przed domem rodzinnym w Podkowie Leśnej, lata 1960-te



Wiosna 1945. Drugiej takiej nasz dom w Podkowie Leśnej nie widział i nie zobaczy. Ruch od świtu do świtu, drzwi obrotowe. Prócz siedmiu członków (członkiń?) najbliższej rodziny, Babci, jej trzech córek i trzech wnuczek, korowód bezdomnych warszawiaków: krewnych i powinowatych, kobiet i dzieci. Panuje radosne podniecenie — wojna się skończyła —kontrastujące z niespokojną bieganiną, jak mrówek z rozwalonego mrowiska. Brak jest wszystkiego, przede wszystkim żywności i opału, i butów, mam, nie ja jedna, odmrożone nogi.


Dom przez ostatnie tygodnie wojny był zajęty przez Niemców i kiedy kilka godzin po ich nocnej ucieczce weszliśmy przez otwór po porąbanej furtce do naszego podwórka, ujrzeliśmy właścicielkę posesji z naprzeciwka ciągnącą na sankach kredens cioci Bety, mamy Madzi. „Ależ pani Eugenio!” woła Babcia, a Madzia, ledwie trzymająca się na nogach po przebytej tylko co szkarlatynie, wyrywa się do przodu: „Moje lalki!” Wewnątrz w każdym pokoju prycze, na pryczach koce, i tu odzywa się Władzia, przez dorosłych nazywana Władysławą, a przez zamężne mieszkanki okolicznych stróżówek, dla okazania szacunku, Władysławową: „Dobrze, że Niemce nie zdążyły zabrać i nie nasrały jak Ruskie na podłogi.”


O Ruskich Władzia wiedziała z czasu swojej niewyobrażalnej dla nas młodości gdzieś na Podlasiu czy Polesiu, a my miałyśmy ich lada moment zobaczyć jadących szosą brwinowską od strony Warszawy na zachód — na Berlin! Powstał dylemat: witać czy nie witać? Przewagą głosów, na czele z Kasią, która straciła w Powstaniu połowę kolegów ze swojej klasy gimnazjalnej i obecnie opiekowała się rannymi w prowizorycznym szpitalu w Brwinowie: nie witać. Mama: witać. Nie jest winą tych żołnierzy, że nie przyszli z pomocą powstańcom, młodzi, zabiedzeni, wielu zginie po drodze do Berlina, nie wróci do domów. I tak 18 stycznia mama ze mną i ciocią Betą poszłyśmy na przełaj do szosy, ziąb straszny, ale zaraz zaryczały samochody pancerne i czołgi, stojący na czołgach czerwono-armiejcy machają do nas czapkami uszatkami, ich najwidoczniej chłopięce uszy czerwone jak gwiazdy na wieżyczkach czołgów.

Wkrótce potem, już bliżej wiosny, w lasku koło majątku Warkusa zatrzymali się polscy żołnierze, czapki z orzełkiem. Też w drodze do Berlina. Razem z Michałem Święckim, synem pani Hanki Święckiej, lokatorki mieszkania na parterze (mąż nie wrócił z Oświęcimia), postanowiliśmy do nich dołączyć. Podchodzimy do ogniska, płonie ognisko w lesie, i oznajmiamy naszą decyzję: chcemy walczyć. „A kartofle obierać umiecie?” młody wojak pyta. Dogłębnie urażeni i dotkliwie głodni, wracamy do naszych mam, cioć i babć. Babcia Michała pani Zaborowska, absolwentka uniwersytetu w Lozannie, imponuje wszystkim dookoła wyniosłym spokojem, jego ciocie Ludka i Josia Cichomskie, pra-pra wnuczki siostry Fryderyka Chopina, do późnych godzin nocnych grają etiudy i polonezy, w ograniczonym z braku nut repertuarze, więc nawet najbardziej niemuzykalnym słuchaczom (jak pisząca te słowa) nie mogły nie wryć się w pamięć.


Na dole Chopin, na górze brydż: przy świeczkach okopowych znalezionych przeze mnie w wykopanym w ogrodzie przez Niemców rowie czołgowym, całe ich wielkie pudło. Miałam cichy żal, że nikt mnie za te świeczki nie chwalił, wiedzieli, że ja je przyniosłam i zaraz zapomnieli. Którejś nocy zerwał wszystkich na nogi kłębiasty dym na klatce schodowej. W koszulach nocnych, owinięci kocami, Święccy z dołu, my z góry, wypadamy na schody, cofamy się — w końcu pan Jan Kapusta, który ze stróżówki dostrzegł dym, wszystkich uspokoił: nie ma ognia, świeca dymna. Ale kto, dlaczego, przeciwko komu, wrzucił nam tę świecę? Jakieś porachunki osobiste, motyw polityczny? Z jakiej strony? Kogo wykurzyć — padają po fałszywym alarmie żarty. Ale nieukrywane przed dziećmi dyskusje, jeśli nie kłótnie polityczne, wrzały bez żartów przy kuchennym stole. I nagle, był trup. O ile wiem, sprawa zabójstwa nauczycielki gimnazjalnej pani Jakubowskiej nie została wyjaśniona. Nawet o tym, kto znalazł jej ciało na łączce przed domem pani Petrażyckiej krążyły różne wersje. Nie ulegało niczyjej wątpliwości, że motyw był polityczny, z podziałem zdań: czy była komunistką, czy przeciwnie, należała do antykomunistycznego podziemia? (Nowe, działające na wyobraźnię wyrażenie.)


Ja przez pewien czas należałam do paczki starszych ode mnie o kilka lat chłopców, którym Babcia dawała nieregularne korepetycje — nieregularne, ponieważ wymigiwali się od lekcji, ani im w zakutych pałach gramatyka, ani poczet królów Polski. Palili papierosy, wtedy ręcznie zwijane w odpowiednich bibułkach, gilzach (panie Cichomskie miały kiosk z takimi papierosami przy stacji w Podkowie Głównej), i robili wycieczki do porzuconego przez Niemców składu broni w Lesie Młochowskim. I ja z nimi. Dlaczego brali mnie ze sobą, dziewczynkę!, i dawali pociągnąć papierosa, nie wiem, nie pytałam, zbyt szczęśliwa, żeby o cokolwiek pytać. Niewypały, granaty, nawet raz bombę, nieśliśmy do któregoś z bliższych naszych domów lasków, palili ognisko, wrzucali amunicję. Do czasu, kiedy wybuch oderwał starszemu z braci Kraujalisów dwa palce. Nikt się nami dziećmi nie miał czasu interesować, gdzieśmy się całymi dniami włóczyli, a w przypadku Konrada i Gierka Kraujalisów ten brak zainteresowania dodatkowo tłumaczyła śmierć ich matki na nieuleczalną chorobę i po jej śmierci rozpacz ojca, który, jak mówiono, długo nie wychodził z jednego pokoju, pił i palił.

Nadal najważniejsza była dla mnie Madzia, nawet jeśli więcej niż ze mną czasu spędzała ze starszymi dziewczynkami, już panienkami, kuzynką Ewą Kreczmar od nas i Marysią Ścibor-Rylską z domu pani Petrażyckiej. Odrębną kategorię, coraz mniej spójną, stanowiła przedwcześnie dorosła młodzież. Należała tam osiemnastoletnia Kasia; brat Marysi Rylskiej, powstaniec z rangą porucznika (stanie się autorem cenionych socrealistycznych powieści, po czym zerwie z tym stylem); bracia Fibichowie, także powstańcy (starszy będzie latem tego samego 1945 roku aresztowany i uwięziony); i na krótko Żydówka Halina, która przez cały okres wojny ukrywała się w naszym domu, ale natychmiast po wyjściu Niemców odnalazł ją ktoś z jej rodziny.


To, że Kasia była moją rodzoną siostrą, trudno było zauważyć i z powodu znacznej różnicy wieku i wyglądu: ona śliczna niebieskooka szatynka z dużym biustem, ja ruda (jeszcze bez śladu biustu) i krostowata, skutek okupacyjnej diety. Kiedyś w Polsce nie było dobrze być rudym, różne w tej sprawie panowały uprzedzenia. Rudy, to fałszywy, Judasz. Dlatego też rudy na przykład nie bardzo mógł zostać księdzem. I Kasia mi na ten temat dokuczała, twierdziła, że byłam podrzutkiem, w co nie wierzyłam, ponieważ wiedziałam od mamy, że nasz tata też był rudzielcem. Czasem ni stąd ni zowąd mówiła niby nie do mnie: rudy dziadek ruda babka, rudy ojciec ruda matka, jedno nam sią urodziło i to psiakrew rude było — bez sensu, skoro miałam być podrzutkiem. Albo, że nikt się ze mną nie zechce ożenić, być może z wyjątkiem niedorozwiniętego i także rudego Staśka z ulicy Kępińskiej. Podczas wypraw do stawu w Oldakówce (przed wojną rybnego, należącego do żydowskiej rodziny Oldaków), gdzie w gorące dni całą gromadą chodziliśmy się kąpać, straszyła mnie, że umiera, upadała i nie wstawała. (Z dużej rodziny Oldaków przeżyli Zagładę małżonkowie Felicja i Henryk, którym pomogli znaleźć schronienie Jarosław i Anna Iwaszkiewiczowie.) Te ciągłe zaczepki i straszenia Kasi zauważył Michał Święcki i zapytał, dlaczego mi dokucza, czy ja jej zrobiłam coś złego. Nie, nie wiem. Na to Michał, że może w poprzednim życiu. Michał, wybitnie zdolny, czytał i opowiadał mi o podróżach kosmicznych, uznałam więc jego hipotezę za całkiem prawdopodobną.


W połowie lata Kasia wyjechała do Łodzi, przyjęta na medycynę. Znacznie później, podczas wspólnych wakacji nad morzem, tłumaczyła mi powód tamtej dawnej w stosunku do mnie animozji: moje urodziny były zwiastunem najgorszych w jej życiu nieszczęść. Wybuch wojny, śmierć ojca 23 września w okopach Czerniakowa, koszmar okupacji, Powstanie. Czyli Michał Święcki w zasadzie się nie mylił.



Autorka z pierwszym mężem Tomaszem Pobóg-Malinowskim i synkiem Tomkiem, na tle domu przy ul. Lilpopa 12, rok 1967.

Przed kawiarnią Scarlett.


Plan miasta-ogrodu, 1925, projekt urbanisty i architekta Antoniego A. Jawornickiego (realizacja idei Ebenezera Howarda).

Początek wyjścia ludności z Warszawy, sierpień 1944 r., rys. A. A. Jawornicki.


Stacja linii EKD "Podkowa Leśna Główna", godzina szczytu, lata okupacji podczas II wojny światowej.

Tzw. Kasyno w parku, gdzie mieścił się polowy oddział szpitala wolskiego, sierpień 1944 – wiosna

1945 r.


Miejscowy cmentarz: groby powstańców, pacjentów podkowieńskich szpitali polowych.

Tom Malinowski na stacji kolejki Podkowa Leśna główna, lata 2020-te.


 

Joanna Rostropowicz-Clark urodziła się w Warszawie kilka miesięcy przed wybuchem Drugiej Wojny Światowej. Jej ojciec podporucznik w 21 Warszawskim Pułku Piechoty poległ we wrześniu 1939, matka z Joanną i starszą córką Katarzyną po upadku Powstania 1944 zamieszkały w rodzinnym domu letniskowym w Podkowie Leśnej. Wkrótce po wojnie matka Helena Rostropowiczowa otrzymała posadę nauczycielki na Ziemiach Odzyskanych, a Joanna po zdaniu matury w Koszalinie rozpoczęła studia polonistyczne i na socjologii na Uniwersytecie Warszawskim, a jednocześnie pracowała w Ośrodku Badania Opinii Publicznej przy Polskim Radiu. Po „reorganizacji” OBOP-u w 1967 r. i kilku latach bez stałej pracy, rozwiedziona z pierwszym mężem Tomaszem Pobóg-Malinowskim, reżyserem filmów dokumentalnych, Joanna wyjechała do USA z sześcioletnim synem Tomkiem, wyszła za mąż za dziennikarza Blaira Clarka i razem z już dwoma synami rodzina zamieszkała w Princeton, NJ. Po uzyskaniu doktoratu w Pennsylvania University w 1990, wykładała w Rutgers University, a po śmierci męża zajęła się własną twórczością literacką. Ma w dorobku cztery powieści, dwa zbiory opowiadań oraz wiele tekstów krytyczno-literackich w polskich i amerykańskich czasopismach. W 2021 ukazała się jej powieść Wilga w lubelskim wydawnictwie Norbertinum. Obecnie pracuje nad cyklem nowych opowiadań-wspomnień.


236 views0 comments

Recent Posts

See All

Comments


bottom of page